Robię się strasznie monotematyczna, ale co ja na to poradzę... Nie potrafię tak po prostu wyrzucić go z siebie. Ja tu cierpię, a on nawet o tym nie wie, nie zdaje sobie sprawy, jak wielką przykrość mi sprawia. Ból sprawia mi każda myśl o nim. Boli, jak ukłócie noże prosto w serce. Ja już nie wiem, co zrobić. Nie umiem zapomnieć tych przyjemnych chwil, w czasie których wszystko było piękne i proste. I przez które teraz tak się męczę. Chyba muszę zrobić coś ze swoim życiem. Koledze, który jest na obozie każę cieszyć się życiem, a sama rozpaczam. W normalnych okolicznościach nazwałabym to hipokryzją. Kolega sam mi ją zarzuca. Ale to nie jest hipokryzja. Bo jak cieszyć się życiem, kiedy dusza boli, a serce krwawi i prosi o miłość...
Dodaj komentarz